Nie próbuj przetrwać - spróbuj żyć


Nie próbuj przetrwać - spróbuj żyć

„Byle do weekendu”, „byle do urlopu”, „jeszcze tylko to i fajrant”. Znasz to?

Jakiś czas temu zostałam mamą. Początki z maleństwem łatwe nie są. Zmęczenie daje się cholernie we znaki.

Zaczęłam łapać się na podejściu, że trzeba „to” przetrwać. Że POTEM będzie lepiej, lżej. Że zacznę znowu ŻYĆ. Pójdę na zakupy, wyjdę gdzieś sama lub tylko z mężem.

Zapomniałam, że życie jest DZIŚ. Tu i teraz. Że nasz maluszek już nigdy więcej nie będzie miał 4 tygodni i jednego dnia. I że może właśnie wtedy zrobi coś niespodziewanego, a ja skupiając się na PRZETRWANIU to przegapię. Stracę bezpowrotnie.

Czy Ciebie stać na takie straty?


Wrócę do pytania z początku artykułu. Znasz to?

Ja znam. I niestety nie jest to styl życia, który chciałabym wieść, a tym bardziej polecać go innym. Myślę, że tak przeżyłam (a raczej „przetrwałam”) większość swojego życia. Jak sobie o tym pomyślę, to strasznie mnie to smuci… Bo widzę, ile mnie ominęło, ilu szans na to, żeby żyć nie wykorzystałam.

A Ty? Jak często żyjesz od weekendu do weekendu lub od urlopu do urlopu?

Kiedy NAPRAWDĘ żyjesz?

Myślę, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak często nie ma nas w chwili obecnej. Weźmy na przykład mamę z dzieckiem na spacerze. Za oknami jesień. Jest ciepło jak na koniec września. Na twarzy można poczuć promienie słońca, a na plecach podmuch już nieco chłodnego wiatru. Wokół drzewa w pięknych, jesiennych kolorach. Choć nadal jest jeszcze bardzo zielono. No po prostu cudo!

Ale młoda mama nie zauważy połowy rzeczy na tym spacerze, już nie mówiąc o tym, że nie ma jej przy swoim dziecku... To dlatego, że myślami stoi właśnie przy kuchennym blacie i klepie kotlety na obiad. Zaraz potem jest przy pralce i sortuje ubrania, żeby nastawić pranie. Niby jest na tym spacerze, ale tak naprawdę jej tam nie ma...

Dlaczego tak trudno jest nam być w chwili obecnej?

Niby powinno być to proste, ale jednak nie jest łatwe. Skoro mam tylko chwilę obecną, to wszystko powinno się udać. Jednak są powody, dlaczego tak się nie dzieje.

  1. Nieustanny potok myśli
  2. Życie przeszłością lub przyszłością
  3. Rozpraszacze
  4. Unikanie doświadczenia i brak kontaktu z własnymi emocjami

Nieustanny potok myśli - nasz umysł to maszyna produkująca nieustannie myśli. Głównie są to rozwiązania "problemów", z którymi aktualnie się mierzymy. Prawdziwy problem jest wtedy, gdy te myśli nas zalewają, nie pozwalają nam jasno myśleć, a my dodatkowo dokonujemy z nimi fuzji, czyli identyfikacji. Ciężko się wówczas odkleić od nich i być w chwili obecnej.

Życie przeszłością lub przyszłością - jest to poniekąd związane z potokiem myśli. Myślimy o tym, co było odwołując się zwykle do porażek i złych doświadczeń oraz o tym, co będzie zamartwiając się. A to nie pozwala nam spokojnie skupić się na rzeczywistości.

Rozpraszacze - tych państwa chyba nie trzeba przedstawiać. Ogólnie pojęty hałas, harmider świata, dzwonki, powiadomienia, radio, telewizja. Wszystko to walczy o naszą uwagę i zabiera nam chwilę obecną (jeśli na to pozwalamy).

Unikanie doświadczenia i brak kontaktu z własnymi emocjami - nie chcemy czuć bólu i cierpienia oraz innych nieprzyjemnych emocji lub nie mamy kontaktu z tymi emocjami spychając je gdzieś głęboko w siebie. Może się to objawiać poprzez nałogi, unikanie konkretnych sytuacji lub na przykład uciekanie w sen. A emocje i doświadczanie życia to element rzeczywistości. Niezgoda na nie sprawia, że również kontakt z chwilą obecną nie jest w pełni możliwy. To tak jakbyś chciał zjeść napoleonkę, ale bez kremu, bo go nie lubisz i nie chcesz - no to chyba wtedy ciastko nie będzie już napoleonką, prawda?

Jak tak się przyjrzeć powyższemu, to faktycznie życie może wówczas przypominać obóz przetrwania, a każdy dzień to walka. Trochę w myśl zasady życie jest ciężkie, a potem się umiera.

Czy chcesz tak właśnie podchodzić do życia?

Bycie tu i teraz można ćwiczyć

Jeśli odpowiedź brzmi nie, to mam dla Ciebie propozycję krótkiego ćwiczenia, które pomoże Ci być tu i teraz. Dotyczy ono rutynowej czynności - brania prysznica, picia herbaty, prasowania.

1. Skoncentruj swoją uwagę całkowicie na tej czynności. Zaangażuj wszystkie 5 zmysłów: zauważ, co czujesz (dotyk), widzisz, słyszysz, jaki czujesz smak, jaki czujesz zapach.

2. Gdy pochłoną Cię myśli, uznaj je i pozwól im być - przychodzić i odchodzić, zupełnie jak chmury na niebie lub samochody na ulicy.

3. Wróć ponownie do wykonywanej czynności, skupiając na niej swoją uwagę.

Kojarzysz reklamy, w których człowiek je kostkę czekolady bardzooo powoli i rozkoszuje się tym? To tak właśnie ma wyglądać ćwiczenie bycia tu i teraz. Mniej więcej :) Nie musisz zatem ponosić jakichś kosztów, wystarczy Twoja uwaga. Czasem jednak jest to tylko tyle i aż tyle jednocześnie...

A co z przyszłością?

No właśnie, co z przyszłością? Jak to tak zostawić i hulaj dusza, jutra nie ma? Nie, nie, nie... To przykład podejścia ze skrajności w skrajność, to rodzaj zniekształcenia poznawczego "wszystko albo nic", czyli albo w kożuchu albo w majtkach. Drodzy moi, przecież można nałożyć sweter i spodnie, prawda? Podzielę się z Wami cytatem z książki ks. Krzysztofa Grzywocza "Jak smakować życie". 

Chcę opowiedzieć o spotkaniu, które do dzisiaj pamiętam. Każdego ranka sobie o nim przypominam. Kiedyś odwiedziłem dom pomocy społecznej w Opolu (...). Żyła tam starsza, szlachetna kobieta. Nie mogła się już sama poruszać, leżała w łóżku, ale można było z nią rozmawiać. Do dzisiaj pamiętam tę rozmowę, jej atmosferę. (...) 

Zapytałem ją: Pani Janino, proszę tak szczerze powiedzieć, teraz już u kresu życia, jakie ma pani refleksje? Jakaś taka jedna myśl podsumowania. Ona bez dłuższego zastanowienia wypowiedziała słowa, które nieustannie brzmią w moich uszach niczym jakiś psalm: Jednego żałuję, drogi księże, jednego. Miałam bardzo piękne życie, wspaniałą rodzinę, dużo dzieci i wnuków. Za to wszystko jestem Bogu niezwykle wdzięczna. Jednego zaś żałuję - popatrzyła na mnie tymi starymi, szczerymi oczyma - tak żałuję, że się za bardzo o to wszystko martwiłam. Żyłam strasznie zatroskana. I teraz, gdy patrzę na to z perspektywy kończącego się życia, widzę, że to było niepotrzebne. Przecież wszystko się poukładało, a to był trudny czas, wojna i po wojnie. Zawsze mówiłam Bogu: Ufam Tobie. Zawierzam Ci moje dzieci, moje wnuki. Naprawdę proszę księdza, trudne to były czasy. Wydawało mi się, że inaczej się nie da. Niby ufałam Bogu, ale tak naprawdę za bardzo się troszczyłam. Teraz patrząc wstecz, rozumiem - mój wkład był tylko częściowy i nie musiał być aż tak wielki. I wreszcie to zdanie, piękne zdanie tej starej kobiety, ono nieustannie mi towarzyszy: Ilu pięknych poranków nie widziałam przez to moje zatroskanie, ile wspaniałych wschodów słońca straciłam nieustannie myśląc o tym, co zrobię, czym nakarmię, jak sobie poradzę.

Tutaj trudno cokolwiek dodać. Martwmy się, ale nie za bardzo. Martwmy się tak, żeby nie zabierać sobie dzisiejszego dnia. I nie zachowujmy się tak, jakby od nas zależało dosłownie wszystko, nawet to, na co wpływu nie mamy.